PIJANA MIŁOŚĆ

Zofia van der Vorst-Ksycka

Czyż to nie grzech w miłości wpaść szał
że wiara w rozum nagle uciekła
i wciąż rosnąca gorączka uczuć
to chyba jest przedsionek piekła.

Drzemiące siły zerwały więzy
i naprzód pchnęły mnie
i z pędem wpadłam w twoje ramiona
i należałam do ciebie.

Powiedz, że życie nie może być smutne
kiedy złote świeci słońce
jakże wielkie poruszenie
jakże pieką łzy gorące.

Powiedz, że nie pójdziesz jeszcze
nawet, gdy już prawie świt
jakże ciepłe twoje ręce
jakże drżący jest ich dotyk.

Powiedz, że staną zegary
kiedy ziemi dotknę nogą
jakże czuły jest twój głos
jakże krętą płynie drogą.

Powiedz, że nie ma tajemnic
i uczuciom swym daj upust
jakże będę ciebie kochać
jakże przylgnę do twych ust.

Nienasyconych marzeń i złudzeń
spełnienia nadszedł czas
tryska energią ciało i dusza
w jej kurzu nie widać nas.

W płomieniach, w oddechach gorących
w żarzącym się żarze
podsycając wciąż ogień
palimy się razem.

Pieszczoty zadane twoimi ustami
pieką, palą jak pochodnie
niecierpliwość rąk naszych
igramy wciąż z ogniem.

Rozkoszy syczące łzy szczęścia
po rozpalonych spływają policzkach
mieszają się z potu kroplami
w miłości dymiących uliczkach.

Niewypalone dusze i ciała
wciąż żarzą się uczuć czerwienią
w gorączce jak stal zlane w jedno
ugasić nie chcą płomienia.

Ha! dwa życia mam na pewno
drugim życiem jest mój sen
toczy się w czeluściach nocy
a to pierwsze dniem.

Czy możesz poczekać do jutra
by czas poświęcić swym myślom
a może jest już za późno
może ta chwila już przeszła?

Niewolnik codziennych zajęć
nie wierzy gdy spojrzy w gwiazdy
że jedna z nich właśnie dla niego
swym życia światłem się jarzy.

Choć, pokażę ci nadzieję
znalazłam ją dzisiaj rano
skuloną w mały kłębuszek
spała jak dziecko kasztanu.

Czyżby to właśnie życia był sens
by być w nim zadurzonym
by przejść go z mocno bijącym sercem
w biegu i rytmie szalonym?

I taki zwykły młodzieńczy gest
szachowe życia posunięcie
wyciąga rękę, podaje mi
swe czarnobiałe zdjęcie.

Dopiero co zaczęło się
a już istnieje album
garście uśmiechów, słów, pocałunków
w cudownym miłosnym letargu.

Rozrzuciłam uczuć iskry
spadły także w innym wieku
rozjaśniają może duszę
w zagubionym gdzieś człowieku.

Głęboko gdzieś w moich myślach
znalazłam kawałek ciebie,
jak wydostać go stamtąd,
to trudne, jeszcze nie wiem.

Biję się z mymi myślami,
jak wyłowić go na wierzch,
co może być dobrą przynętą,
jakiej wędki użyć, jakiej?

Ciągnę go całą mą siłą
by dotknął mej duszy z tej strony,
bo jak mi się to nie uda
będziesz okaleczony.

Nagle, ten ciebie kawałek,
jakże dziwne, wypłynął sam
dotknął lekko moich uczuć,
z nimi wraz go tobie dam.

Płoną żądzą twoje oczy
jaśnieją jak obraz świetlny
z tym kawałkiem ci do twarzy
teraz jesteś już kompletny.

I widzę promienny uśmiech
gdy z rana patrzę w lustro
i ten kawałek mojego serca
nie świeci już tylko pustką.

I wszystko wokół w tańcu
nurza się i w kolorze
i nawet to, co w zwykłym dniu
szarości zgubić nie może.

Twoja roześmiana twarz
życiodajny wizerunek
i twe ręce w moich włosach
na ustach mój pocałunek.

I drżę cały, bo jak dzwon
rozszalałe moje serce
i biegniemy w tamtą stronę
i trzymamy się za ręce.

A przed nami wielka przestrzeń
wiatr rozwiewa twoje włosy
trzymam cię mocno w ramionach
ty całujesz moje oczy.

Wszystko wokół pachnie szczęściem
kręci się od niego w głowie
mógłbym ciebie kochać wiecznie
tak głęboko jak mój oddech.

Cóż rozsądek ma do rzeczy
kiedy rządzą inne prawa
kiedy chce powiedzieć serce,
życie to tylko zabawa.

Szansę dało mi znów życie
by upajać się do rana
trzeźwa jestem jak przed nocą
moja miłość jest pijana.