INNE

Zofia van der Vorst-Ksycka

Po sobie ślad

Ludzie żyją,
grzeszą ludzie
przebaczają i kochają
raz po maśle, raz po grudzie.

Droga kręta, droga prosta
czy to sztuka, czy to gra?
Trudny wybór, możliwości,
życie biegnie, życie trwa.

Ta figurka na ekranie
strzela, skacze, zrywa bzy
praca nad nią, kunszt, wyzwanie,
wycisnęło komuś łzy.

Nie dać się znów sprowokować
czy spróbować może jednak?
Masz to w palcach, w myślach, w głowie,
ujarzmić się chyba nie dasz?

Wypluj z siebie gdzieś na płótno,
czy na papier, może głosem,
zagraj z życiem, postaw na coś,
zarządź dziś sam swoim losem.

Bo nie sztuką jest być tylko,
konsumować; śmiech i łzy,
a zostawić ślad po sobie
walczyć, by nie wypaść z gry.


Kobieta

Ach! kto ją zrozumie
i podąży za nią z prędkością jej myśli,
kto doda otuchy kiedy ciężko
i gdy złoty świt?

Kto wesprze uczuciem i głęboką wiarą,
że kiedy następny krok jej
przemyśleniem głębokim,
nie fantazji dniem?

Kto ocenić potrafi
czego chciałaby teraz,
kiedy brzmi tak, albo nie,
już od wieków, nie raz?

Ach! ta jedna, jedyna
w swych nastrojów zmianie
pociągającą, kapryśną
na zawsze kobiecą kobietą zostanie.


Wieczność myśli

Pogniewała się dziś na mnie
cała reszta świata
że nie dzielę się myślami
w nie jestem bogata.

Nikt nie może stanąć
z myślami w zawody
piękne, puste, żyją wiecznie
istnień naszych to dowody.

Otwierają świat przede mną
przez mózg mknące myśli
dają mi budować nowe,
inne światy wyśnić.

Zawrzeć mogę w małej, jednej
całą gamę istnień,
uczuć, wyznań, słów, porażek,
wszystkich ludzkich westchnień.

Lecz by w zgodzie być ze światem
daję upust myślom
można je napotkać wszędzie
są tą wielką przeszłą i tą wielką przyszłą.


Ucieczka do nikąd

I podniosła się kurtyna
cierpień ludzi wiary,
śmiech i łzy, pogardy smak;
czy tylko słabi składają ofiary?

Pod ciężarem czynów,
tych niecnych i godnych szacunku,
w bladym świetle, krok za krokiem
szukają ratunku.

Jednym w drodze srebrny księżyc
drugim poniżenie.
Czy to tylko los,
czy to przeznaczenie?

Może tylko ta godzina,
ten dzień i to miejsce,
ta decyzja, ten krok właśnie
dały tobie szczęście?

I tańczący zwykły cień
pchnie cię w tamtą stronę,
jeśli twa, nie inna głowa,
ma nosić koronę.


Z wizytą u Boga

Donośnym mówię szeptem,
nie przeszkadzam nikomu
przecież i tak jestem sama
w tym wielkim jak pałac domu.

Z wizytą jestem u Boga
on nic nie mówi do mnie
dziwnie niesie się szept mój
tak nisko i jakoś skromnie.

W poświacie złoty ołtarz
i kolorowe witrarze
ta dziwna zwiewna postać
jest chyba jednak obrazem.

Podziękowania i prośby
czasem bezmyślnie coś plotę
podejdzie tutaj do mnie
czy pójdzie zaraz spowrotem?

Skrzypnęły wielkie drzwi
i wpadło jasne światło
do środka nie wszedł nikt
wiatr bawił się kołatką.

Z westchnieniem wstałam z klęczek
nie było już tego obrazu
lecz powiedziałam głośno
do następnego razu.


Czy to jest modlitwa?

Ty, co patrzysz z góry
ulżyj moim myślom
usiądź przy mnie chwilę
opowiem ci wszystko.

Gdy zabraknie ci czasu
ześlij mi Anioła,
chcę być tylko pewna,
że jesteś, gdy wołam.

Wszystkie moje myśli,
wszystkie me zwierzenia
składam w twoje ręce,
szukam pocieszenia.

Zwracam się do ciebie
chyba robię dobrze
nikt inny, jak ty
pomóc mi nie może.

Wierzę, nie wyśmiejesz,
moich słabych stron
i mam czelność mieć nadzieję,
że powagi nadasz ton

niewypowiedzianym myślom
to, że po policzku łza
i że w wielkim twoim domu
echo już mój oddech zna.

Odpowiedz mi Boże
z tobą chwila ta
czy to jest rozmowa,
czy to jest modlitwa?


Wypijmy za to do dna

Dawnej przyjaźni małe okruchy
zaczynam znów składać w jedno,
zżółkłym, wyblakłym dawno uczuciom
kolory chcę życia dać mego.

Dzielić się śmiechem, może zmartwieniem,
wśród wielu zwykłym dniem
te dawne chwile, dni kiedyś razem
nie były przecież snem.

I wspólny śpiew, wypite trunki
szumią w głowie wciąż wspomnieniem,
minionych lat podnieść kurtynę
jest teraz moim życzeniem.

I gdzieś w słuchawce znajomy głos
postaci inna forma
nie szkodzi nic, to jest wciąż w nas
wypijmy za to do dna.


Cworokątny świat

Czworokątny świat,
w nim wiele przestrzeni
i poziomów, dróg, zaułków,
gdzieś miejsce - na ziemi ? –

I błądzący płomień
na drodze do nikąd,
ni wiatru, ni słońca,
- skąd to światło, skąd ?-

Tak wysokie ściany,
że sięgają nieba,
tobie gam kolorów
głębi świata i oddechu trzeba.

I sama przepłynąć leciutko
chcesz ocean myśli, żyć,
wierzysz w to, że drugi brzeg
nową głębią – może nowym nic ?-


Ocalenie

Ukazała się przestrzeń nieziemska
uwięziła me oczy w zachwycie
biała nić horyzontu
splata czerń ziemi i zieleń w błękicie.

Ach, czy to drzwi są do raju !?
w przepięknych sukniach obłoki
zawzięcie w szalonym pląsie
nie z tego świata sceny, a może nie z tej epoki.

Przenikam tę głębię wzrokiem
aż do samego końca,
przecież ta ściana jest żywa
to drzewa śpiewają do słońca.

Wyciągam do nich ręce
kolory zmieniają obrazy
i chce mi się tańczyć i śpiewać
na widok tej cudnej oazy.


Światło

Jakże daleko jest niebo
i czerń i gwiazdy i słońce,
jakże nam mało trzeba
by kolor mieć, światło, gorąco.

W wielkiej żyjąc symbiozie
ta czarna ziemia i słońce
karmią siebie nawzajem
czernią i światłem niegasnącym.

A ludzi, ich wybrańców,
ich dzieci aż do końca,
karmią i dają im światło,
głowy zwrócone do słońca.

I czerń może być piękna
i inny kolor także,
jeśli ukaże się w świetle,
którego pragnie każdy.


Po drugiej stronie tęczy

fragm. poem. "Pierścień Mobiusza"

Myślę często o tym
co jest z drugiej strony tęczy,
przecież nie tylko to złoto
na pewno jest jeszcze coś więcej.

Szczęśliwi ludzie, kolory,
z obłoków utkane obrazy
i wszystkie dobre życzenia
mogą tam wreszcie się zdarzyć.

Pytanie, jak dotrzeć tam,
oddychać tęczowym rajem,
bo, gdy chcesz podejść do tęczy
odpływa wciąż dalej i dalej?

Tęczę, kochane dziecko,
powiedział mi stary człowiek,
każdy z nas, bez wyjątku,
nosi głęboko w sobie.

Jeśli wiedzieć chcesz koniecznie
gdzie ta piękna druga strona,
powiedział mi to w sekrecie,
to jest całe dobro w nas.


Ostatnie chwile

Gdzie przemoc i gwałt
nie usłyszysz muz,
nie usłyszysz słów miłości
z szeptających ust.

Drganie wyciągniętych rąk
błaganie o szczyptę spokoju
o trochę czystego oddechu
bez strachu i kurzu, bez boju.

Zabłocona postać
chełm spuszczony na oczy,
jakże pozostać człowiekiem
wśród kurzu, łez, bez snu wśród nocy?

Rozkaz znów by iść dalej
i znowu pół nocy zeszło,
po co, dla kogo ta śmierć,
te dzieci, to całe piekło?

W ogrodzie, w cieplutkim słońcu,
na jawie przyśnił się sen,
błysk ognia, ostatnie myśli,
w błogi świat odszedł ten.


Marzenia nie z tej ziemi


Choć raz w życiu,
zatańczyć na księżycu.
Raz w życiu iść do kina
u boku Marsjanina.

W rakiecie, gdzieś daleko,
pić z drogi mlecznej mleko.
Pod parasolem przejść
meteorytów deszcz.

W siedmiomilowych butach
chodzić po Bergamutach.
Być raz królewną młodą
co książę bierze z sobą.

Z Pegazem biec do lasu
i mieć wehikuł czasu.
Wybredną być księżniczką
i raz mieć w nosie wszystko.


Dziewczyna i Śnieżynka

W śniegowej pościeli
wydana na świat
gdy iskrzący mróz
siekący w twarz wiatr.

W słoneczny zimny dzień
białe szczyty gór
z okna tego domu
pośród jasnych chmur.

Piękny wzorem płatek
srebrzysta śnieżynka
pozdrowiła tak zimowo
i ciepło dziewczynkę.

I spotyka ją wciąż znów
na puchowych stokach
jak śmiga do dołu
w śniegowych obłokach.

I prawie co roku
to stała umowa
śnieżynka i dziewczyna
są w górach od nowa.


Gwiazdka

Błyszczące bąbki, łańcuchy i lampki
z podniecenia drżą mi ręce
tyle uczuć marzeń życzeń
na pachnącej, z anielskimi włosy, pięknej

I płomykiem mruga świeczka
może spełni się życzenie
i w prezencie pod choinką
dla mnie dziś śniegu odcienie

no i długi biały płaszcz
wyszywany twym uśmiechem
a dla ciebie morska muszla
z mego głosu w środku echem.

Znów będziemy śledzić razem
taniec kolorowych świateł
słuchać wzruszających kolęd
śmiać się, cieszyć, zatem

tam na czubku gwiazda
niżej sanki, szyszki w tyle
a na dole te dwa srebrne
kochające się motyle.


Przemijanie

Przemijają
i więdną jak kwiaty
krótkie albo długie życie
odchodzą w zaświaty

a na ścieżkach ani śladu
może tylko blady cień
i stąpając w zamyśleniu
wspominam tamten dzień

jakże wtedy było miło
słońce, czy też padał deszcz
kołujące w głowie myśli
drążą, biegną wstecz

ogarnia mnie przeszłość
bierze w swe ramiona
gdzieś daleko drogi głos
rzeczywistość? tak to ona

mówi mi gdzie moje miejsce
tam energią tryska świat
tyle jeszcze do zrobienia
szybko płyną dni, ten czas

zmusza nas do przeżyć
do spisania ważnych dat
mego życia w twoich myślach
mocny chcę zostawić ślad.


Jesienny taniec

Dziś zaprosił mnie do tańca
październikowy ciepły wiatr
na dywanie z pięknych liści
dziarsko na kolano padł.

Z tych czerwonych i z tych żółtych
uwił dla mnie śliczny wianek
i brązową w złote paski
suknię splótł w ten cudny ranek.

Na harfie z promieni słońca
grały gałęzie drzew
i lekko mierzwił mi włosy
jak pocałunek powiew.

Kolory liści tuliły
w tańcu me bose stopy
i w tę i w tamtą stronę
i w bok i dwie synkopy.

Unosił mnie tak lekko
porywał w górę do słońca
i szeptał liści szelestem
do następnego tańca.


Obraz przeszłości

Jak z rozdartej na wpół chmury
runął strumień wody,
tak mi album przeżyć, zdjęć
rozsypał się po podłodze.

Tyle wspomnień i obrazów,
gdzieś nad wodą,
zimą w lesie,
wśród jesiennych liści.

Pozowane i z nienacka,
nieznane mi twarze,
krótka przyjaźń
i twarze mych bliskich.

Kalejdoskop miłych chwil
i tych chwil niechcianych
i wędrówki myśli wstecz
tak jakby w nieznane.

Kolorowe, szare, zżółkłe,
wszystkie leżą razem.
Ta mozaika na podłodze
mej przeszłości jest obrazem.


Życia nowe życie

Przez myślenie w myśli
i przez życie w życiu
udało jej się wykraść dzień ten
i trzymać w ukryciu.

Jak ukłuta szpilką
wyrwana z zadumy
przypomniała sobie wszystko
co chciała zapomnieć.

Myśli i uczucia porwane przez wiatr
wykręcone z ostatniej kropelki miłości,
życie jej pisze znów scenariusz,
nową formę przybiera przyszłości.

Świadomość, czyny popełnione przedtem
miodem dnia tego oblane, lecz potem
zdeptane na procesji kwiaty
wiedza i uczucie obrzucone błotem.

Przez myślenie w myśli
serca ból i bicie
zdecydował dzień ten
dać jej życiu nowe życie.


Strumyk i sandały

Strumienia silna rwąca woda
zabrała w dół moje sandały.
Po ostrych bokach gór kamieni,
boso, reis w dół się zaczął, dalej.

Niżej już, ale wciąż wysoko,
porozrzucała sosna szyszki,
co wraz z ostrymi kamykami
tworzyło obraz igieł pyszny.

Zamknięte oczy i na wdechu
przejść trzeba było ostrzy pole,
lecz za to woda mi w nagrodę
sandały zostawiła w dole.


Jezioro snów

Jezioro snów, krzyk w nocy,
dolina zatopiona nadziejami,
gdzie sen jak jawa stanie ci przed oczy,
gdzie słońce przekomarza się z chmurami.

Samotne drzewo pośród tylu drzew,
jak mała kropla wśród jeziora kleszczy.
Szum wody to, czy lasu,
czy spadających kropel deszczu?

Gdzie łaskoczący promień słońca
podnosi ciężkie snem powieki.
Zieleni odcienie cudowne,
co pozostaną tu na wieki.

Gdzie słowem karmić nie potrzeba,
bo samą treścią tu żyć można.
Gdzie myśl twa i błękitność nieba
przenika snów jezioro do dna.


Różana kołysanka

Nie płacz już moje kochanie
słuchaj o czym mówią drzewa,
nie, to przecież kwiatów głos,
róży krzak kołysankę ci śpiewa.

Szeroko rozchyla swe płatki,
róża ci daje purpury,
obłok wspaniałej woni
co się unosi do góry.

Innej róży płatki
w księżyca świecą blasku
kołysać w błyszczącym zapachu
będą cię aż do brzasku.

Zaśnij proszę maleńki
w pocieli z płatków do rana
w tej aksamitnej melodii
kołysanka różana.


Mój synu

Usiądź przy mnie mój synu
odpędź troski uśmiechem,
ja pomogę ci w tym,
znowu będzie jak przedtem.

Przytul się mocno jak dawniej
i posłuchaj bicia serca.
Zawsze możesz schować się w nim,
bo to ciągle twoja twierdza.

Chcesz, opowiem ci historię,
nieważna jest cała reszta.
Później opowiesz ty wszystko
i już cała burza przeszła.

Kiedy widzę cię promiennym
ściska mnie gdzieś mocno w dołku
i całuję twoje czoło,
szczęścia łzę hamuję w oku.


Szczęście to jest takie coś

Szczęście to jest takie coś
co łaskocze w piersi, w głowie
i przenika cię błogością,
i się ciągle śmieje w głos.

Szczęście to jest takie coś,
jak lot ptaka nieuchwytne,
co wymyka ci się z rąk
gdzieś do serca, jak ten ktoś.

Szczęście to jest takie coś
co śpiewać ci daje z rana
i gdy nawet przeciwności,
nie opuszcza cię, na złość.

Szczęście jest jak promień słońca,
gdy go złapiesz w ciągu dnia,
trzymać będziesz mocno w nocy,
to posiądziesz go, do końca.


Wściekłość

Przyspieszony rytm oddechu
ciemno w oczach, duszno w piersiach,
w pięść zwinięta moja ręka,
chyba pęknę dzisiaj pierwsza.

Serce chce wyskoczyć z piersi,
bladą, cienką linią usta
i wściekłości wylew wielki,
szczyt i głowa moja pusta.

Myśli rozpierzchły się gdzieś,
ręce wiszą wzdłuż tułowia.
Chyba argumentów część
pominęłam w tej rozmowie.

Trochę muszę dojść do siebie
i ochłonąć po tyradzie,
oddech wziąć głęboki jeszcze
i zostawić to na razie.


Ballada bez końca

Zostań jeszcze chwilę z nami
i posłuchaj pieśni o tym,
co się stało przed wiekami,
w tamtym życiu może,
może przedtem, może potem.

Że był pałac i królewna,
że on kochał ją.
Była miłość wielka, rzewna,
co zgnębiła go.

Że nie wrócił więcej z wojny,
chociaż nie był martwy.
I że życie posiadł wieczne,
bo pakt zawarł z czartem.

Że długich wieków kilka
poddawał się nudzie.
Że sycił się wciąż nowym życiem,
aż kres przyszedł złudzie.

Że odpychał i raził go już
nadmiar powietrza i słońca.
Że życia jego długiego,
nie było, niestety, już końca.

Że do dziś ponoć jeszcze w wielkiej samotności
knuje plan jak wygrać z czartem,
jak odnaleźć drzwi do
przyszłej z końcem już przyszłości.

I że czasem wyjdzie tylko,
jak lunatyk co śni,
że znów jest jak kiedyś,
u przyjaciół został chwilę jeszcze
by posłuchać pieśni.

Że był pałac i królewna
że on.......


Bagaż życia

W niepokoju skąpana
i zaborczej myśli,
że życie swym ciężarem
może mnie przycisnąć,
zapukałam do drzwi
przeżyć mych archiwum.

Bogactwo uczuć,
uniesień, łez i przygód.
Oczami wielkimi wpatrzona
z podziwu wyjść nie mogłam,
jakże łatwo mi wielki bagaż ten
dźwigać tak od dnia do dnia.


W każdym człeku drzemie siła

W każdym człeku drzemie siła,
której granic nie zna nikt.
Ale by się wyzwoliła
z ciasnych więzów myśli twych
bodźca,
wielkich przeżyć trzeba,
uniesienia, czy upadku,
żalu, strachu, zapomnienia
i tęsknoty,

która drążąc dziurę w głowie
kurczy serce
i ból w piersiach ci podpowie,
już nie zniosę tego więcej.

I wybuchu moment nadszedł
co jak wulkan lawę leje
i przynosi wielką ulgę.
Widzisz znów i znów się śmiejesz
wiesz już że nie jesteś słaby,
że potrafisz bronić się
gdy huragan przeżyć prawie
na łopatki kładzie cię.

Bo kiedy już dna dotknąłeś
niżej już nie mogąc spaść,
siłą swą od dna odbity
prędko w górę będziesz gnać
i powietrzem jak upity
zachłystywać się i śmiać,
pewny będziesz że od teraz
życia wózek przygód pełen
własną siłą możesz pchać.


Odnaleźć drogę

Zaproście mnie proszę
do waszego grona.
Zaproście do ognia mówiąc
podejdź do nas,
usiądź z nami,
wypij wino,
piosenkę zaśpiewaj,
niech melodią naszą wspólną
cały las rozbrzmiewa.

Nalejcie mi jeszcze
wina czerwonego,
zatańczcie wraz ze mną
polkę, zbójeckiego.
Niech i także taniec wspólny,
w blasku ognia i księżyca
podniecenia stan serc naszych
jeszcze zwiększa i podsyca.

Zabierzcie mnie z sobą
w dalekie podróże.
Pozwólcie u boku waszego
zostać mi na dłużej,
chcę z wami żyć mocno,
jeździć, poznawać i szaleć
i powrotną drogę
do domu odnaleźć.


Góra spraw

U podnóża stojąc patrzę
jak jej szczyt gdzieś w chmurach znika.
Nawet ptak wysoko w górze
jej wierzchołka nie dotyka.

Ale gdy się sprężę przecież
i powietrze zbiorę w płuca,
jak się zaprę w mym uporze
to się wdrapię aż do końca.

Nic zatrzymać mnie nie w stanie
gdy gnana mej woli siłą,
za możliwe wszystko widzę
co niegdyś snem moim było.

I choć w dół się stoczę czasem
parę metrów przy wspinaczce,
za wygrane nie dam temu,
znowu zacznę mą tułaczkę.

I przeskoczę kiedyś wreszcie
szczyt jej dumny i wysoki,
a świadkami mymi będą
mleczne chmury i obłoki.


Powiedz, czy noc ciemna...

Powiedz, czyś widział już kiedy,
by noc ciemna jaśniała blaskiem,
by tajemne swe krużganki
pokazać chciała jak w dzień,

by w czarnym welonie
jaśniejącym od gwiazd wielu,
prowadziła kogoś swym
labiryntem dróg do celu,

by ocalić jedną duszę,
która błądząc w tej ciemności
zobaczyła światło w dali
sądząc,
że granicą ono nocy z dniem?

Bo jeśli prawdą to wszystko,
głowę mą chylę w podzięce
i najczarniejszej już nocy
nie będę bać się więcej.


Natchnienie

Biała strona zieje pustką
liter nań niezapisanych.
Pióro trzymam w drżącej ręce,
w głowie mam okropny zamęt.

Jedno słowo, potem drugie,
nieskończone jeszcze zdanie,
dopisuję nowych kilka.
Dobrze, myślę,ale one,
pędzone
wartkim nurtem rzeki słów
w zamęt zdań i liter
wtłoczone są znów.

I jak w karuzeli się kręcą,
i to tu pokazując się, to tam,
swą formą nęcą.

Nie dają mi spokoju
i wiercą w umyśle,
że słyszę ich brzmienie
jak we śnie.

I nagle wszystko jest jasne,
słowa i zdania, olśnienie!
wszystko układa się w jedno,
to jest po prostu natchnienie.


Zaczarowany kwiat paproci

Gdzieś się podział
boski kwiecie,
paproci owocu?

Będzie mi to
dane jeszcze
ujrzeć cię tej nocy?

Będę mogła zerwać ciebie
i zanieść do domu,
gdzie oznajmię ci moc życzeń
cicho po kryjomu?

Już go widzę w swej jasności
znalazł się w potrzasku.
Teraz tylko podejść prędko
zerwać kwiata gołą ręką
i zanieść do domu
w pełnym jego blasku.

Lecz dziwne i szorstkie
mną targa uczucie,
dzielić się nie mogę z nikim
łupem w boskiej szacie.

Przepyszne w swym blasku
nęcące wad widmo.
Zdusić przyszło mi dziś
w zarodku zła źródło.


Na dnie ciszy

Zasłuchana w cichość lasu
wielką
co melodią szumu drzew
mnie raczy

promienie słońca biorę
w me ramiona,
co poprzez liście
to znikają,
to znów dają się zobaczyć.

W tej to ciszy doskonałej
mogłabym utonąć
coraz bardziej się oddalać
od jej światła, tonu.

Jestem prawie na jej końcu.
żyję jeszcze?
o tak,
leżąc w trawie tam i słońcu,
na dnie wielkiej ciszy,
głośne
serca mego bicie słyszę.


Poezja

Poezja, rzeka słów
nieujarzmionych
pędzących dziko
przez umysły i serca.
I czasem uda ci się tylko
zaczerpnąć z niej garścią
i wcisnąć w formę,
przystroić ją pięknie
i karmić nią
dusze łaknące
i spragnione treści.


Zaduma

Stałam sama, zagubiona
w sali pełnej ludzi
i czekałam,
kto mnie zaraz
z tej zadumy zbudzi,
poda rękę, poprowadzi
przez gąszcza ciał ludzkich
do małego kątka w dali
i zostawi wszystkich,
prócz mnie,
z tyłu tej sali.


W szuwarach

Cicho wokół się zrobiło
w tej zielonej głuszy,
tylko drzewa swą melodię szumią.

Coś zaszeleściło także i w szuwarach,
ale cicho było tak,
że nawet komara bzyczenie
dało się usłyszeć.

Gdyby wiedział że go trzasnę,
przestałby już wcześniej bzyczeć.


I znowu uśmiech

Rozłożona na części myśl
co gnała przez dzieje.
Rozmazane marzenia,
wystrzępione nadzieje.

Pomieszane tygodnie,
dni, godziny, minuty,
zmęczonym powolnym krokiem
rzewnej piosenki nuty

Tak jak mgła ostrość widoku
swoim płaszczem okrywa,
dusi popiół szarością
iskrę co dogorywa

gdy nagle wiatru podmuch
przygnał skądś suchy listek,
duszącą powłokę popiołu
zdmuchnął, zajarzył iskrę

i wznieca się mały płomień
jak pąk co rozwija się w kwiat
i znowu słońce , kolory
i uśmiech i ja i wiatr.