Obraz: Agnieszka de Groot-Biegaj

Deszczem wyszywane

Zofia van der Vorst-Ksycka

Deszczowe wachanie

Krople deszczu tak jak łzy
spływają po szybie.
I płaczący wokół świat
wyciska je tobie
z oczu pełnych lęku.

Zaskoczona deszczu ścianą
wachasz się
czy masz go zanieść
i wrzucić do skrzynki?

Odwrócić się masz ochotę
zamknąć drzwi
i już z tym skończyć,
ale nagle jasna myśl,
że po deszczu zawsze słońce.

Prędko płaszcz, kalosze nowe
i parasol, ten składany,
krótka dróżka,
wielka ulga,
list ciut zmięty, lecz wysłany.


Kryształowe łzy

Deszcz dziś płacze miłosiernie
płaczesz też i ty.
Po policzku i po szybach
kryształowe łzy.

Wiatr rozpłaszcza je na szybie,
ręką, na policzku ty,
nie dają zatrzymać się jednak
kryształowe łzy.

Płacząc, kolorową postać
widzisz w kroplach tych,
lecz niechciany to jest obraz,
kryształowe łzy.

Ucichł wiatr, znów jasne niebo,
cicho wzdychasz też i ty
i przestały płynąć wreszcie
kryształowe łzy.


Czekająç na wiosnę

Wypatrując słońca
ptaków trelów wzniosłych,
siedziałam przed oknem
wyczekując wiosny.

Powoli kolorem,
to gdzieś tu, gdzieś tam,
poprzez szarość deszczu
główki swe krokusy pokazały nam.

Swój pierwszy dzień dziś
odkryła nam wiosna,
choć niewiele barwy
i słońca przyniosła.

Jutro może w lepszym
pokaże się świetle.
Nie w ogrodzie deszczowym,
czekam w domu, w cieple.


Deszcz jak miłość

Wyszywany deszczem dzień
na tle czarnych chmur diamentowe krople
tam na liściach z nich koronka
a te tam długie jak lodu sople.

Kropla za kroplą, kropla za kroplą
wybija rytm jak na bębnie
wiatr z boku dmuchnie, spadnie ich więcej
wraz z szumem w melodii pięknej.

Deszcz, deszcz, deszcz
jak miłość szaleje i szuka szczelin
aby wśliznąć się do środka
swym bogactwem się podzielić.

Strugami się leje też z oczu
miesza się słodkie i słone jak łza
i taki jest bardzo bębniący
i czysty i taki bez dna.


Płaczące niebo

Strugami deszczu płacze dzisiaj niebo
wiatr mu wtóruje też cichutkim szlochem
i opuszczają swe ramiona drzewa
pod srogim czarnej chmury wzrokiem.

Pocieszyć niebo by się dało pewnie
gdyby wiatr przestał szlochać wreszcie
i chciał wypędzić czarne chmury stąd
osuszyć niebo w przyjaznym geście.

Lecz oto słońce znów wyszło zza chmury
i oświetliło ją swym złotym blaskiem
otarło ciepłem niebiańskie łzy ciężkie
ku niebu wzniosły się drzew gałęzie z trzaskiem.

I znowu czystym, niebieskim oddechem
jasnym obłokiem, po deszczu westchnieniem,
znów w zmowie z wiatrem, z wszystkimi drzewami,
pociechy nuty, dnia jasnego brzmienie.